czwartek, 21 stycznia 2016

Leśniczanka, Painter 2016




Dawno, dawno temu, kiedy na świecie mieszkali obok siebie zarówno bogowie jak i Bogowie, a na powitanie mówiono nie "dzień dobry" (gdyż nie było jeszcze ani dnia, ani nocy), tylko "bądź szczęśliwy jako i ja jestem", istniało pewne zielone miejsce, z zielonym niebem i zielonymi myślami. W miejscu tym stał wielki Dąb. Legenda mówi, że jego korzenie sięgały tak głęboko w głąb Ziemi, że aż wystawały niczym ogony z drugiej strony półkuli.
Dąb wyginał w górę swoje długie ramiona i zaplatał warkocze na zielonych chmurach, a małe elfy machały krzywymi nogami siedząc na jego konarach i nie nie robiły nic, gdyż niczego nie trzeba było robić. Tylko Drzewo raz na jakiś czas smutniało. Potrząsało wówczas swoimi gałęziami tak mocno, iż małe stworki spadały z nich niczym deszcz. Wszyscy jednak myśleli, iż to zabawa, że Dąb jedynie droczy się z nimi, więc strzepnąwszy z siebie okruchy kory, rozprostowawszy lekko wygięte skrzydełka, siadały znowu elfy na Drzewie czkając na Chwilę, gdy trzeba będzie wszystkie te czynności powtórzyć od nowa.

Każdego dnia Dąb wzdychał o chwilę dłużej, każdego dnia ciut energiczniej wzdrygał się na myśl, iż czegoś tak uparcie mu brakuje. Aż w końcu elfy po raz pierwszy zrozumiały co to gniew, a że uczucie to było bardzo intensywne i przyjemnie łaskotało w brzuchach, uległy jego sile i zaczęły drwić z Dębu. "Jesteś stary i dlatego drżysz", mówiły, nie mając pojęcia czym jest starość, ale słowo to samo do nich przyszło, a skoro raz się pojawiło to już zostało. "Jesteś brzydki, masz powykręcane konary", mówiły dalej, a Drzewo kręciło swoją koroną z niedowierzaniem, gdyż nie potrafiło już rozpoznać swoich małych przyjaciół w tych pełnych złośliwości istotach. "Nikt cię nie kocha", szeptały elfy i nagle Dąb zrozumiał, że mają rację. "Stoję tu od zawsze, od zawsze też czuję, iż czegoś mi brakuje. Teraz wreszcie Wiem", i przez chwilę Drzewo było zadowolone z tego odkrycia, potem jednak posmutniało jeszcze mocniej, gdyż było tylko rośliną, zakorzenioną w jednym miejscu, niezdolną do wyruszenia w świat, by odnaleźć Miłość. Zapłakało więc gorzko, a każda łza, która spływała po jego korze dzieliła ją na pół. I kiedy Drzewo nie miało już w sobie więcej łez, westchnęło po raz ostatni, a potem Ujrzało. Każda łza rzeźbiła w korze nowy tunel, aż powstał Kształt. I Kształt ten był tak piękny, że Dąb zakochał się w nim i powiedział" "Jesteś Leśniczanką, istotą, która ma mnie kochać, gdyż jest zrobiona z moich sęków, z mojej kory".

Od tej pory Leśniczanka opiekowała się Dębem, dbała o jego konary, gdy te w końcu zaczęły naprawdę się starzeć. A kiedy Drzewo było już bardzo słabe, podpierała jego pień, by się nie przewrócił. Nadszedł jednak dzień, kiedy podeszły do Leśniczanki Szepty. I usłyszała ona o wielkim świecie pełnym kolorów, i zapragnęła go poznać. Wyruszyła więc w poszukiwaniu barw, gdyż nagle ogarnęła ją Myśl, niczym dokuczliwa senność, że zieleń jest nudna i wcale nie tak wyjątkowa. Więc odeszła Leśniczanka, a stary Dąb pozostał samotny i zrozpaczony, aż w końcu usechł z tęsknoty.

Od tej pory dęby zwykle wyrastają pojedynczo, gdyż wiedzą, że miłość jest zbyt bolesna, by mogły kochać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz